Spis wspomnień

Przysłowia i porzekadła w gwarze ludności polskiej Północnego Wołynia

Bolesław Szpryngiel

    W gwarze, jaką posługiwała się na co dzień ludność polska zasiedziała od wieków na ziemiach  Północnego Wołynia, bez trudu można zauważyć wiele zapożyczeń z języków innych narodowości, które tu zamieszkiwały od pokoleń: Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Żydów, Niemców, a nawet Tatarów... Szczególnie wiele zapożyczeń przyjęto z języka ukraińskiego, jako że na Wołyniu przeważał żywioł ukraiński czy - jak się mówiło - rusiński.
     
    Z językiem ukraińskim każdy miejscowy Polak spotykał się codziennie już od dziecka i bardzo często władał nim nie gorzej od rdzennych Ukraińców. Oprócz takich zapożyczeń, które - tylko niewiele zmienione - już na trwałe weszły do słownictwa języka potocznego tego regionu, ludność polska często posługiwała się różnymi przysłowiami i porzekadłami w języku ukraińskim, nie przekładając ich na polski. Próby ich tłumaczenia na język polski, choćby gwarowy, nie oddawały właściwej treści tych zwrotów, gubiły często cały ich sens i urok. Takie przysłowia i porzekadła, jako idiomy, były właściwie nieprzetłumaczalne. Polacy często wplatali je do swojego języka mówionego w różnych okolicznościach.

    Przykładowo kilka takich przysłów i porzekadeł w oryginale chcę tu przytoczyć jako ciekawostki i - mam nadzieję - dla rozbawienia czytającego. Ale czy tylko dlatego... Przy każdym cytowanym przysłowiu podaję okoliczności, w jakich go używano, a także próbę tłumaczenia tego idiomu.

    *  *  *

    W sytuacji, gdy ktoś idąc do pracy zapomniał wziąć z sobą potrzebne narzędzia lub materiały albo wziął nie te niezbędne do wykonania zadania - przygadywano mu:

    "Piszła Nastia żyto żaty - zabułasia serpa wziaty"
    /czyli: poszła Nastia żąć sierpem żyto, ale zapomniała zabrać sierpa/.

    *  *  *

    Gdy gospodyni podała do stołu gospodarzowi lub innym zasiadającym do posiłku jakąś niezbyt udaną potrawę - mawiano z przekąsem:

    "Nawaryła Łucia - jisty bude sucia"
    /czyli: to może tylko psu smakować/.

    A gdy potrawa była przesolona:

    "Nedosoł - na stoli , peresoł - na spini"
    /czyli: jak potrawy nie dosolisz - to można jeszcze ją osolić do smaku na talerzu, ale jak przesolisz - to można dostać po grzbiecie/.

    *  *  *

    Gdy zaproszony w gościnę (na wesele, chrzciny lub inne przyjęcie) uważał to przyjęcie za zbyt ubogie albo bez dostatecznej, utrwalonej obyczajem prynuki, swoją negatywną opinię o tej gościnie wyrażał przypowieścią:

    "Chto noża mił - to chliba popojił"
    /czyli: kto miał przy sobie własny nóż, to chleba mógł się najeść do woli/.

    *  *  *

    Do zawistnych, którzy zazdrościli innym posiadania jakichś rzeczy, na które sami nie mogli sobie pozwolić, mówiło się:

    "Na czużyj korowaj oczu ne wykaraczaj"
    /czyli: nic ci z tego nie przyjdzie, gdy tylko będziesz innym zazdrościć posiadania jakiejś rzeczy/.

    *  *  *

    O kimś, kto zachowuje się nienormalnie lub mówi jakieś głupstwa mówiono:
     
    "Durnyj jak probka"
    /czyli: głupi jak korek, zatyczka. Dlaczego właśnie korek miał symbolizować głupiego - nie wiadomo /.

    *  *  *

    W sprzeczce, gdy jeden drugiego chciał poniżyć, mówił:

    "Durnyj tebe pip chrestył - ta nad toboju sztany spustył"
    /czyli: jakiś głupi pop cię chrzcił i pewnie wtedy spodnie opuścił, dlatego wygadujesz takie głupstwa/.

    *  *  *

    Gdy w rozmowie towarzyskiej ktoś, chcąc się popisać swoją wiedzą lub dowcipem, wyrwał się z jakąś niezbyt mądrą wypowiedzią, mówiono o nim ironicznie:

    "Podywysia, podywysia - szcze i Hapka lude"
    /czyli: popatrz, popatrz - Hapka myśli, że ona też ludzie/.

    *  *  *

    Jeżeli młody człowiek próbował pouczać starszego, kompetentnego w danym przedmiocie repa, chcąc się popisać swoją wiedzą, doświadczeniem lub odwagą - starszy mu odpowiadał:

    "Ne leź popered bat'ka w pekło"
    /czyli: nie wyprzedzaj ojca w drodze do piekła. Więcej taktu.../

    *  *  *

    O leniuchu, którego trzeba było wciąż popędzać do roboty mówiono:

    "Szczo ne wbijesz - to ne wjidesz"
    /czyli: jak nie wlejesz leniowi, to nie będzie nic robił (to "nie pojedziesz")/.

    *  *  *

    Jeżeli ktoś zwlekał z wykonaniem jakichś koniecznych i terminowych prac, choć mógł je wykonać porządnie, bez niepotrzebnego pośpiechu, a następnie pośpiesznie brał się do roboty, bo upływał termin ich wykonania, co powodowało niepotrzebną nerwowość i często bylejakość - mówiono:

    "Szyty, bełyty - zawtra Wełygdeń"
    /czyli: szyć ubrania, bielić (czyli malować izbę), bo jutro Wielkanoc!/.

    *  *  *

    Na ukraińskich pogrzebach nie mogło zabraknąć "profesjonalnych" płaczek, które głośno płacząc z żalu po zmarłym, wyczytywały jego dobre uczynki za życia i wyrażały współczucie rodzinie zmarłego. Były to wynajęte, obce dla rodziny kobiety, które niemal "zawodowo" opłakiwały każdego zmarłego. Takie płaczki wynagradzano najczęściej w naturze: parę riznyki - solonej słoniny, pół kopy jajek, sztuka drobiu, miarka jagieł (pszona) czy bobu, itp. Jeżeli więc ktoś płakał bez uzasadnionej przyczyny, wylewał tzw. krokodyle łzy (a najczęściej były to małe dzieci) -przygadywano:

    "Czy bude reszeto bobu czy ni - a wse treba płakaty meni"
    /czyli: czy dostanę rzeszoto (sito) bobu czy nie? - przecież muszę płakać skoro mi to zlecono/.

    *  *  *

    Podejmując ryzyko jakiegoś przedsięwzięcia, zwłaszcza poważnie zagrożonego ewentualnym niepowodzeniem, mówiono:

    "Raz maty porodyła - raz treba umeraty"
    /czyli: raz się rodzimy i raz umieramy/.

    *  *  *

    Nie chcąc być świadkiem w jakiejś sprawie ("co się będę po sądach włóczył"), często wykręcano się brakiem wiedzy o danym zdarzeniu, mówiąc:

    "Moja chata skraju - ja nyczoho ne znaju"
    /czyli dosłownie: moja chałupa jest na skraju wsi i ja nic nie widziałem, niczego nie wiem/.

    *  *  *

    Żonatym mężczyznom, takim miejscowym "podrywaczom", którzy próbowali zalecać się do innych kobiet, zwłaszcza zamężnych - przygadywano ironicznie:

    "Czużuju żinku czort medom mastyt, szczo?"
    /czyli: cudzą żonę diabeł miodem smaruje, co?/

    *  *  *

    Jeśli ktoś tłumaczył się, że nie trafi do wyznaczonego celu, bo nie zna drogi, mówiono mu:

    "Jazyk i do Kijewa dowede"
    /czyli: idąc, pytaj o drogę. Język może cię nawet do Kijowa zaprowadzić/.

    *  *  *

    Gdy komuś zarzucano, że w życiu zbyt sztywno trzyma się tradycji, nie idzie z postępem cywilizacji, kultury czy mody albo przechowuje rzeczy już nikomu nie potrzebne, ten na zarzuty odpowiadał:

    "Moja semeraszka meni ne ważka"
    /czyli: moja siermięga nie jest dla mnie ciężka. Nie wtrącaj się. Mnie jest z tym dobrze/.

    Oprac. Bolesław Szpryngiel, Zielona Góra
    (tekst nadesłany do redakcji serwisu "Wołyń naszych przodków...")

Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl