Spis artykułów
Słowo-zabójca

Wasyl Rasewycz


    Transport Żydów do nazistowskiego obozu zagłady.
    Źródło: Wikimedia Commons.

    Burzliwa dyskusja, która wybuchła w ukraińskich mediach o legalności stosowania w języku ukraińskim dla określenia Żydów słowa "Żyd" nie przestaje zadziwiać swoją prymitywnością i brakiem dobrego smaku. Argumenty historyczne, takie jak: "Nie możemy poprawiać utworów literackich Iwana Franki" lub "moja babcia zawsze tak ich nazywała" nie wytrzymują krytyki.

    Wydałoby się, że w cywilizowanym społeczeństwie wystarczy jeden argument - ludzie chcą, żeby ich nazywać "Jewrejami", właśnie tak, a nie inaczej. I w tym miejscu można by postawić kropkę. Ale tylko w normalnym społeczeństwie logiczne argumenty odnoszą skutek, a w ukraińskim - nie zawsze.

    Już wiele lat jestem zaangażowany w różnorodne dyskusje (zawsze pod własnym nazwiskiem). Szczególnie - jeśli chodzi o "naszą" tradycję, w której my zawsze nazywaliśmy "Żydów Żydami". Nie będę powtarzać po raz kolejny argumentów dotyczących zróżnicowania tradycji kulturowych używania tego słowa na terytorium Rzeczypospolitej, Austro-Węgier i Imperium Rosyjskiego. Z niezrozumiałych powodów u nas nie są przyjmowane do wiadomości. Może trzeba używać bardziej emocjonalnego języka, a nie chować się za suchymi i zawiłymi akademickimi zdaniami? Może będzie lepiej przypomnieć, opowiedzieć konkretne ludzkie historie? Nawet jeśli tak, to nie obejdzie się bez krótkiej wycieczki w historyczną przeszłość słowa "Żyd".

    Słowo "Żyd" było całkowicie normalnym i neutralnym określeniem w całej  przestrzeni kulturowej dawnej Rzeczypospolitej, ponieważ... sami Izraelici tak siebie nazywali. W kontekście rosyjskim, zwłaszcza w "strefie osiedlenia", słowo "Żyd" nabrało z czasem negatywnego, pejoratywnego znaczenia, które później pojawiło się w hasłach "Czarnej sotni" i "Związku Michała Archanioła": "Bij Żyda - ratuj Rosję!". Przy okazji, to etniczni Ukraińcy tworzyli podstawową bazę tego ruchu na rzecz pogromów. Przecież ten ruch pogromów należy do naszej historycznej tradycji, i nie da zrzucić wszystkiego na "przeklętych Moskali". Gdy uczestnicy pogromów szli zabijać Żydów, w żadnym razie nie cackali się i z upodobaniem nazywali swoje potencjalne ofiary "Żydami". W ten oto sposób słowo przekształcało się w słowo-zabójcę.

    A potem nastąpiły pogromy czasów ukraińskiej państwowości i Wojny Domowej. Wówczas władze ukraińskie, zapewne także ze względu na tradycję, używały słowa "Żydzi" na swoich Izraelczyków. Rosyjska Armia Ochotnicza Denikina i czerwonoarmiejcy Budionnego także nie wykazywali się szczególną tolerancją. Przez Ukrainę przetoczyła się fala krwawych pogromów. Więc kiedy później Żydzi słyszeli słowo "Żyd", to rozumieli, że chcą ich poniżyć, pobić, albo nawet zabić. I nie ma się co dziwić, że w umysłach tych, którzy przeżyli, utrwalił się stabilny ciąg skojarzeniowy związany ze słowem "Żyd".

    A potem były wojna i Holokaust... Miliony ofiar i tylko tysiące tych, którzy przeżyli to piekło. Trudno uwierzyć, że dziesięcioletnie dzieci, po stracie rodziców, były w stanie przetrwać w tym królestwie śmierci. Ale i tak się zdarzało. Tego roku został wydany zbiór esejów Henryka Greenberga w tłumaczeniu Andrija Pawłyszyna "Drohobycz, Drohobycz..." W poszczególnych literacko opracowanych wspomnieniach możemy przeczytać historie o przetrwaniu żydowskich dzieci i zachowaniach dorosłych Niemców, Polaków, Ukraińców. Ukraińcy nazywali "swoich" Izraelczyków "Żydami", i to przekształciło to słowo w mordercę. We wszystkich esejach słowo "Żyd" jest używane w języku ukraińskim, bo w pamięci tych, którzy przeżyli, mordercy tak właśnie się do nich zwracali.

    W eseju "Ucieczka z Borysławia" poznajemy historię maleńkiej dziewczynki, która, po zamordowaniu swojej matki, nie mogąc znieść tortur strachu i fizycznego cierpienia, wychodzi ze swoim braciszkiem z ukrycia na światło dzienne:

    "Idą sobie drogą dzieci, siostrzyczka i brat, i nie mogą się nadziwić... aż nagle drogę zastępuje im morderca. - Żydzi! - Zawołał. - Żydzi! Był mały, nie większy niż Izjaszek, ale WIEDZIAŁ, ŻE TYM SŁOWEM ZABIJAJĄ. UCIEKALIŚMY, ALE SŁOWO BIEGŁO ŚLADEM ZA NAMI - Żydzi! Żydzi! Za rogu wybiegł policjant. Nie miałam siły uciekać, chciałam się położyć, przytulić do ziemi i więcej nie wstawać, ale Izjaszek nie pozwolił, pociągnął mnie za rękę - Uciekaj!

    Maleńki braciszek oddał za mnie swoje życie, ale ja póki co nie przyjmuję tego do świadomości, idę go szukać. Znowu natknęłam się na morderców. Małych, mniejszych ode mnie. Żydówka! - krzyczą. - Żydówka!"

    Dziewczynka uciekła od swoich małych krzywdzicieli, ale znowu wpadła w ręce dorosłych morderców. Podczas przemarszu do obozu koncentracyjnego ponownie udało się jej uciec:
    "Szliśmy obok sklepu. Sprzedawczyni wyszła, aby lepiej widzieć. Była tak pochłonięta spektaklem, że nie zauważyła, jak wbiegłam do sklepu. Sprzedawczyni wróciła do sklepu dopiero wtedy, gdy procesja przeszła. Żydówka uciekła! Żydówka! - Zaczęła krzyczeć i wypchnęła mnie na ulicę. Nadjechał Niemiec na rowerze.

    Uciekłam do łąki. Dziewczęta pasły krowy i smętnie śpiewały w języku ukraińskim. Może znacie jakiegoś gospodarza, któremu potrzebna jest pasterka?

    Gospodarz był policjantem. Gdzie jest twoja matka? - Zapytał. Już osiem miesięcy, jak zmarła. A gdzie jest twój ojciec? Przepadł bez wieści. Właściciel miał piękną, młodą żonę. Przywoził jej sukienki, pierścionki, kolczyki. Gospodarstwem zajmował się niewiele, ale dobrze mu się powodziło. Zaprzęgał konia i jechał, by wrócić z wozem pełnym sukienek, zasłon, naczyń kuchennych, obrusów i poduszek. Gospodyni wybierała sobie najlepsze, a resztę wiozła na bazar. W domu ukraińskiego policjanta byłam bezpieczna, ale bałam się tych pierścionków, kolczyków i sukienek, bo wydawało mi się, że je rozpoznaję, i zbierało mi się na wymioty, gdy czyściłam śmierdzące buty mojego gospodarza."

    Piekło dla tej dziewczyny skończyło się, gdy przyszli "Rosjanie". I ona była po prostu upojona szczęściem:
    "Doczekałam się, doczekałam! Nie dałam się śmierci! Będę tańczyć i śpiewać! Skaczę z radości! Wrócę do swego domu, przytulę się do ojca i matki. Przytulę do siebie siostrę i starszego brata. Izjaszka wezmę na ręce. Kochani moi, tak mi było smutno bez was. Tak bardzo chciałam was zobaczyć. Tak źle mi było. Tak długo trwał ten straszny sen... Nie wiedziałam, kto powróci. Nie wiedziałam, kto nie wróci. Nie wiedziałem, że nie wróci nikt."
    Po zacytowaniu tych wspomnień chciałem zwrócić się z prośbą, szczególnie do tych, którzy uważają, że słowo "Jewrej" narzucił nam Stalin, i że poprawniej będzie używać słowa "Żyd". Wyjaśnijcie to, proszę, tej ocalałej dziewczynce, wyjaśnijcie to jej dzieciom i wnukom. Wyjaśnijcie to tym milionom nie narodzonych, z jakiego to powodu oni nigdy nie pojawili się na tym świecie.

    Niektórzy mogą mi zaprzeczyć, że wśród tych Ukraińców, którzy zwracali się do Żydów używając słowa "Żyd", byli także ich zbawcy. To prawda, byli. Ci, którzy bezinteresownie ratowali Żydów z narażeniem swego życia i swoich rodzin, byli nieliczni. Często sami Żydzi nie rozumieli powodów ich postępowania. A ci, którzy podjęli ryzyko dla zdobycia żydowskiego złota, byli w zdecydowanej w większości. Lecz biada tym, którzy oddali swojemu zbawcy całe złoto od razu... zostawali natychmiast wyrzucani na ulicę, to pewną śmierć. Niektórym miłosierdzia wystarczało tylko do czasu, gdy Żydom skończyły się kosztowności...

    W eseju "Bez śladu" kolejna dziewczynka wspomina, jak jej matka umówiła się z ukraińską rodziną Kalyńców w Skobelci na Wołyniu, że będą je ukrywać za złoto. Podczas likwidacji getta części Żydów udało się uciec, i oni ukryli się w rozlewisku rzeki:

    "Brzeg rzeki był z tej strony wysoki i zasłaniał nas, ale raz po raz słyszeliśmy okrzyki: wyłaź, Żydzie, widzę cię! Ludzie stali w wodzie po szyję, i z pluskiem w niej się wywracali, ze wszystkich stron słychać było jęki."
    Podczas tej strzelaniny dziewczynka straciła matkę, ale mimo to udało się jej dotrzeć do tych Kalyńców:
    "Kalyneć stał przed domem, a jego żona za jego plecami, oni patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Czy jest tu moja mama? - Zapytałam. Nie ma. Więc ja zaczekam. Co to znaczy zaczekasz? - zniecierpliwił się Kalyneć. Przecież wy zgodziliście się nas ukryć, mnie i moją mamę. Kalyneć i jego żona popatrzyli na siebie. Tak, ale ja zmieniłem zdanie. Miał na sobie brudną koszulę, przewiązaną sznurkiem. Z kieszeni jego jutowych spodni zwisał ciężki złoty łańcuch od zegarka mojego ojca w postaci zaplecionego warkocza. Nie pozwolicie mi nawet zaczekać na moją mamę? - Jak się stąd nie wyniesiesz, zgłosimy cię na policję - powiedział Kalyneć. Jego żona dała mi kawałek chleba i jabłko w na drogę."
    Uciekając, dwunastoletnia dziewczynka spotkała jeszcze jedną niewielką grupę żydowskich uciekinierów:
    "Spotkałam pod lasem małą grupę Żydów, którym udało się uciec z innych gett. Pytałam, czy nie widzieli mojej mamy, a oni pytali mnie o swoich bliskich. Była tam kobieta, która straciła męża i dziecko, i młoda dziewczyna, i matka z szesnastoletnim synem. Usiedliśmy na skraju lasu i cieszyliśmy się, że nie jesteśmy sami. Nagle podbiegła grupa dzieci. Żydzi! Żydzi! - Zaczęli krzyczeć i pobiegli z powrotem. Las nie miał podszycia, i tam trudno było się ukryć, więc zakopaliśmy się w stogi siana. Po pewnym czasie usłyszeliśmy ludzi. Mieli widły i zaczęli nimi kłuć. Łatwo im było rozpoznać, który ze stogów był naruszony. Słyszałam wesołe okrzyki i wrzaski - dorosłych i dzieci. Słyszałam, jak ich wyciągali. Nie słyszałem żadnych skarg. Tylko śmiechy i okrzyki zachęty. I liczyli - jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć. I jak pytali się nawzajem: czy mamy ich wszystkich? Przeczekałam w stogu do nocy, głęboko w nim zakopana. Noc była cicha i spokojna. Oni leżeli tuż obok w poszarpanych i zakrwawionych ubraniach. Księżyc świecił jasno, ale nie mogłam rozpoznać pokłutych i pociętych twarzy."
    Na jednej z międzynarodowych konferencji znany lwowski historyk opowiedział historię swojego ojca. W czasie wojny był chłopcem, i pasł z chłopcami sąsiadów krowy. Nagle dostrzegli grupę dziwnie ubranych brodatych mężczyzn, którzy, kryjąc się za drzewami, przemieszczali się do gęstego lasu. Chłopcy z okrzykami "Żydzi!" zaczęli ich gonić. Starsi uciekli, a chłopczyka udało im się złapać i doprowadzić na policję. Małego Żyda Niemcy rozstrzelali i w tym samym miejscu niedbale zakopali. Ojciec historyka potem po cichu wspominał w rodzinnym kręgu o tym wypadku. Szczególnie zapisała mu się w pamięci dziecięca nóżka, która jeszcze długo wystawała z ziemi...

    A teraz chcę zapytać zwolenników stosowania słowa "Żyd", czy nawet po tym wszystkim nie stracili chęci do domagania się powrotu "tradycyjnej" nazwy? Czy mimo wszystko będą domagać się odrodzenia w naszym języku słowa-mordercy? Jeśli chodzi o mnie, to nigdy nie powinno nastąpić, ponieważ ten przywilej odebrali nam nasi przodkowie, zabijając "swoich" Żydów, a nam zostali tylko Jewreje...

Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl