Spis artykułów
Pojednania nie da się zbudować na kłamstwie (fragment)

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

    "Budowanie tożsamości na zbrodniach nie przyniesie Ukrainie nic dobrego, a tworzenie mitu UPA jest przejawem bardzo krótkowzrocznej polityki" - mówi ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".

    Rz: Bardzo ostro krytykuje ksiądz ostatnio polskie władze za politykę wobec Ukrainy. Dlaczego?

    Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Cała działalność władz ukraińskich od czasów pomarańczowej rewolucji polega na zniekształcaniu historii. Jednym z tego elementów jest gloryfikacja Ukraińskiej Powstańczej Armii. Niestety w Polsce też są siły, które wspierają ten proces. Wymowne tego świadectwo to obchody rocznicy burzenia cerkwi na Lubelszczyźnie. Na datę głównych obchodów wybrano 14 października, czyli także rocznicę powstania UPA. Oczywiście burzenie świątyń prawosławnych należy ocenić negatywnie. To był błąd władz sanacyjnych. Jednak burzenia cerkwi czy akcji "Wisła" w żaden sposób nie da się porównać do okrutnego ludobójstwa, jakie dokonało się na Wołyniu. Strona ukraińska stara się to relatywizować i stawiać te wydarzenia na jednej szali. Nie to jest jednak najbardziej oburzające. Jestem wstrząśnięty postawą władz polskich, które przeciw tego typu aktom nie protestują.

    Jest ksiądz też w sporze z greckokatolickim arcybiskupem Janem Martyniakiem.

    Ksiądz arcybiskup napisał do kardynała Stanisława Dziwisza list, którego nie można określić inaczej niż donos. Chodzi o moją książkę "Przemilczane ludobójstwo na Kresach". Szokujące było dla mnie ostatnie zdanie, w którym apb Martyniak sugerował, że nie powinienem pełnić funkcji kapłańskich. Nawet podczas sporu o lustrację nikt nie próbował podać w wątpliwość mojego prawa do sprawowania funkcji kapłańskich. Dla mnie coś takiego oznacza śmierć cywilną. Przy czym list jest bardzo ostry w tonie, wręcz poniżający, natomiast argumenty merytoryczne są bardzo słabe. Pada tam sformułowanie "problem Wołynia". Dla niego ludobójstwo sprowadza się do takiego sformułowania.

    Grekokatolicy też dużo wycierpieli.

    Między obrządkami były antagonizmy, ale też długi czas koegzystowały one pokojowo. W zaborze austriackim miały równe prawa. Dramat zaczął się za sprawą metropolity Andrzeja Szeptyckiego.

    Ale wielu uważa abp. Szeptyckiego za postać świetlaną. Toczy się jego proces beatyfikacyjny.

    Szeptycki pochodził z bardzo dobrej rodziny. Był potomkiem rodu arystokratycznego. To była bardzo patriotyczna polska rodzina. Andrzej Szeptycki przeszedł na obrządek greckokatolicki i został metropolitą Lwowa. Trzeba mu to oddać, że od strony duchowej i religijnej zrobił dużo dobrego. Jednak wdał się w politykę. Mogę jeszcze zrozumieć, że w 1918 roku, marząc o państwie ukraińskim, poparł Wilhelma Habsburga zwanego Wasylem Wyszywanym. Jednak fakt, że przymykał oko na rozwój nacjonalizmu wśród podległego mu kleru, był tragiczny w skutkach. Potem też popełnił szereg błędów. Dość powiedzieć, że poparł Adolfa Hitlera, a w 1941 r. celebrował mszę w katedrze św. Jura w intencji zwycięstwa wojsk niemieckich i wysłał do Führera depeszę z okazji zdobycia Kijowa. Błogosławił powstanie SS Galizien, delegując księży jako kapelanów do tej zbrodniczej formacji. Księża greckokatoliccy byli też kapelanami innych zbrodniczych formacji: batalionów "Nachtigall" i "Roland". Doszło do tego, że księża obrządku bizantyjskiego nie tylko nie sprzeciwiali się zbrodniom, ale znane są przypadki, że osobiście brali w nich udział. Opisuję takie przypadki w mojej książce i zapewne to mój krytyczny opis Szeptyckiego oraz przedstawienie udziału części duchowieństwa w zbrodniach tak boli abp. Martyniaka.

    Uważa ksiądz, że abp Szeptycki nie powinien zostać wyniesiony na ołtarze?

    W żadnym wypadku. Poparcie dla Hitlera i wsparcie nacjonalizmu ukraińskiego doprowadziło do ludobójstwa. Owszem Szeptycki wydał w pewnym momencie list pasterski "Nie zabijaj", sprzeciwiając się mordom, jednak dla mnie nie ulega wątpliwości, że swoimi działaniami przyczynił się do rozwoju nacjonalizmu. Dostrzegał to również kardynał Stefan Wyszyński, który sprzeciwiał się wszczynaniu jego procesu beatyfikacyjnego. Dla mnie tragedią jest to, że nikt nie mówi o wyniesieniu na ołtarze tych przedstawicieli duchowieństwa greckokatolickiego, którzy czynnie się sprzeciwiali ludobójstwu, a nawet oddali życie, ratując Polaków czy Żydów.

    Ale Kościół rzymskokatolicki również nie walczy o wyniesienie na ołtarze tych swoich kapłanów, którzy zginęli na Wołyniu.

    Niestety ma pan rację. W latach 1942-1945 zamordowano około 180 duchownych - najczęściej w bardzo okrutny sposób. Niestety, nie toczą się żadne procesy beatyfikacyjne księży pomordowanych przez nacjonalistów ukraińskich czy NKWD. Czy krew księdza obdartego ze skóry, czy przepiłowanego piłą na Wołyniu jest gorsza od tego, który oddał życie w niemieckim obozie koncentracyjnym?

    Dziś Ukraina jest naszym sojusznikiem strategicznym.

    Dlaczego z Niemcami możemy mówić o bolesnej przeszłości, a z Ukraińcami nie. Pojednania nie da się zbudować na kłamstwie. Niestety, na Wschodzie nie ma woli, by stanąć w prawdzie. Wręcz przeciwnie. Prezydent Wiktor Juszczenko wręcza medale banderowcom, którzy mają na rękach krew Polaków i Żydów. Walczy o prawa kombatanckie dla UPA i buduje pomniki zbrodniarzom.

    Ukraina szuka swojej tożsamości. Na czym ma ją budować?

    Przede wszystkim wpierw powinni się tym zająć historycy, a nie politycy. Budowanie tożsamości na zbrodniach nie przyniesie nic dobrego. Ukraińcy mają bogatą historię, z której mogą czerpać dumę: hetmani Mazepa czy Sahajdaczny. Symon Petlura też mógłby być dobrym przykładem współpracy polsko-ukraińskiej. Natomiast budowanie mitu UPA jest przejawem bardzo krótkowzrocznej polityki.

    Jak ksiądz ocenia polską reakcję na to, co dzieje się na Ukrainie.

    Jestem zdruzgotany. De facto odmawia się rodzinom prawa do godnego uczczenia pomordowanych tylko za to, że byli Polakami. Rodziny nawet we Wszystkich Świętych nie mogą zapalić znicza, bo miejsca pochówków nie uczczono żadnymi pomnikami ani najprostszym nawet krzyżem. Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa robi w tej sprawie za mało. Największe pretensje mam jednak do Lecha Kaczyńskiego, który szedł po władzę pod sztandarem walki o prawdę historyczną. Współpraca z Juszczenką okazała się jednak ważniejsza. Paradoks polega na tym, że Aleksander Kwaśniewski mówił o ludobójstwie, a Lechowi Kaczyńskiemu nie przeszło to przez gardło.

    Mówił o tym dziennikarzom w samolocie.

    To, co prezydent mówi przy kawie, pozostaje w sferze prywatnej. Na uroczystościach wołyńskich nie pojawił się ani on, ani premier, ani marszałek Sejmu. Co gorsza nie było również biskupów. Jedynie biskup Hoser, który odprawił mszę w katedrze praskiej, mówił o ludobójstwie. Ale on, który widział, co się działo w Rwandzie, wie, co to ludobójstwo. Jednak jeśli dopiero ktoś z perspektywy Rwandy ma tłumaczyć co to zbrodnia ludobójstwa, to jesteśmy blisko dna. Milczenie prymasa Józefa Glempa, kardynała Stanisława Dziwisza jest niezwykle bolesne.

    Prezydent przysłał swojego przedstawiciela, który odczytał list.

    Pan prezydent zrobiłby chyba lepiej, gdyby nie napisał tego listu. Kresowianie, słuchając tego, byli zrozpaczeni. Nie padło sformułowanie ludobójstwo, nie wiadomo było, kto i dlaczego mordował. To tak jakby w rocznicę zagłady getta mówić o bolesnych wydarzeniach.

    Może politycy obawiają się, że kresowianie staną się problemem w polityce międzynarodowej tak jak są nim niemieccy wypędzeni?

    Za wschodnią granicą rośnie nacjonalizm. Niedawno polskim przewodnikom zabroniono oprowadzania wycieczek po Lwowie. Na polskiej szkole we Lwowie umieszczono podobiznę Romana Szuchewycza, który mordował kobiety i dzieci. Polski rząd na to nie reaguje. Polskie środowiska kresowe nigdy nie staną się siłą polityczną i nie mają takich ambicji, w odróżnieniu od niemieckich wypędzonych. W polskich kręgach kresowych nie pojawiają się pomysły przesuwania granic czy występowania do władz ukraińskich o utracone majątki. Kresowianom chodzi tylko o pamięć.

    Drugim tematem księdza zainteresowań są sprawy lustracyjne. Czy badał ksiądz postawę Kościoła greckokatolickiego z czasów komunizmu?

    Dotknął pan sprawy, która może być prawdziwą przyczyną ataku na mnie. Nie da się ukryć, że Kościół greckokatolicki będzie się musiał zmierzyć z prawdą o współpracy duchownych tego obrządku ze Służbą Bezpieczeństwa. Zastanawiam się, czy list arcybiskupa nie jest ruchem wyprzedzającym. Nie da się zaprzeczyć, że byli księża, których bardzo prześladowano, a oni zachowali się heroicznie, ale penetracja tego środowiska przez SB była bardzo głęboka. Wielu z agentów spośród duchownych greckokatolickich wyrządziło swojemu Kościołowi - ale też środowisku ukraińskiemu w Polsce - olbrzymią krzywdę.

    Rozmawiał Cezary Gmyz (fragment, "Rz", 3.11.2008).

    Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski jest duchownym katolickim obrządków: ormiańskiego i łacińskiego, duszpasterzem Ormian w południowej Polsce, poetą. Opiekun niepełnosprawnych. Współzałożyciel i prezes Fundacji im. św. Brata Alberta. Uczestnik i organizator wielu konwojów humanitarnych m.in. do krajów byłej Jugosławii, Czeczenii, Albanii, Ukrainy, w tym we współpracy z Polską Akcją Humanitarną Janiny Ochojskiej. W okresie PRL był działaczem opozycyjnym. Przez całe lata 80. był represjonowany przez Służbę Bezpieczeństwa. Zwolennik lustracji. Autor książki "Księża wobec bezpieki na przykładzie diecezji krakowskiej", za którą otrzymał Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza. W 2008 r. wystąpił z apelem o potępienie przez władze polskie rzezi wołyńskiej. Od wielu lat zabiega o należyte upamiętnienie ofiar tej zbrodni. Niedawno wydał książkę "Przemilczane ludobójstwo na Kresach".

Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl