Zygmunt Jan Rumel ("Baczyński Kresów") 1915-1943


Zygmunt Jan Rumel, 1941 r.
  • Bogurodzica
  • Czwarty wymiar
  • Dumka
  • Dziś
  • Dwie matki
  • Moja chwila
  • Na śmierć poety
  • Ojczyzno słów błękitnych...
  • O poetach
  • Pieśń II
  • Pieśń III
  • Poema
  • Pogrzeb pięciu poległych
  • Pole
  • Poranek (Mojej siostrzyczce)
  • Rodowód
  • Samotność
  • Sawitri (Żonie)
  • Słowo
  • Step
  • Tobie Ewa - A Muzom
  • Urywek poematu
  • Utopia
  • Werset
  • Więzień
  • Zajazd
  • Zieleń
  • Żywe srebro

    • Bogurodzica

      Oto Ją widzę! - Bogurodzica -
      Maryja Panna z płomieniem w dłoni -
      W lutej koronie, jak błyskawica! -
      Lud płowowłosy do kolan kłoni! -

      Przed Nią rozwarła połań - ziemica -
      Miodząca słońca w drążone kadzie! -
      I jary jęczmień, jara pszenica -
      Paździore kłosy pod stopy kładzie! -

      Oto ją widzę! - Promiennoręka! -
      A przed Nią puszcza żywiczno-kora!
      A przed Nią bieży Wiślica w łęgach
      I pława Odra w liściastych borach! -

      Borami płynie! - Bursztynobarwa!
      U kolan wiedzie kmiety brodate -
      Lechy-Polany w płótnianych barwach -
      Co wozy toczą w woły rogate! -

      A przed Nią zbrojno Woje-Witezie -
      Wilczym pazurem w maczugi kłapią -
      Puszcza za puszczą ostępy wiedzie -
      Ciemne dubrowy bagnicą sapią! -

      Zbiegają bory garbato-dębe -
      Rosochy jeleń nozdrzami chrapie -
      I miedźwiedź wietrzy kosmatogęby -
      Racica turza mokradło chlapie! -

      Wiedzie je, wiedzie! Maryja wiedzie! -
      Pani Lechicka Święto-Bożyca! -
      Kłapią maczugi, szpony miedźwiedzie -
      Świeci korona jak błyskawica! -

      Chwalę Ją! Chwalę! - Chwali ziemica! -

      (październik 1941)

      Czwarty wymiar

      Czas jest osią przestrzeni
      przestrzeń szybuje czasem
      wykreśla czasu promieniem
      kształt - jak wieczności kompasem.

      Bryłę bez bryły okrężną
      a wszędzie jednako prostą
      w wymiarze swym czworoprężną
      z czasu przestrzeni wyrosłą.

      To jest zagadka wszechświata
      która w orbitach myśl drąży
      kosmos ujęty w kwadratach
      liczb - co za trwaniem swym dąży.

      (1941)

      Dumka

      Gdy cieniem po stepie
      Tatarskie dwuroże
      Nadziało na buńczuk
      Włochaty proporzec

      I cuglom puściwszy
      Kosiło badyle
      Strzemieniem o siodło
      Ze skóry kobylej,

      To chutor przypadał
      Do ziemi wołaniem,
      Czy kopyt pędzących
      Posłyszy już granie?...

      Czy strzałą nie dzwonić
      O siwy częstokół,
      A konia stroczywszy
      Kulbaką do boku

      Na burzan wywodzić,
      Na chmiel i tatarak
      I śladem się puścić
      Dwurożnym w moczarach.

      Z Kudaku wywołać
      Śpiącego tam Lacha,
      By sprawił husarię
      Na gniadych wałachach,

      Buławą przeczesał
      Srebrzystej snop brody
      I Boha pokłykał
      Ta maty-swodobu,

      Świtania pokrasił
      Czerwoną maliną
      Sen juczny dwuroży
      Karmionych padliną...

      I słonkiem dnieprowym
      Co w wodzie płakało,
      Zwycięskim kopytom
      Podkowę dał białą.

      Chutorom odpasał
      Częstokół cięciwę
      I miodu utoczył
      Na sny czornobrywe...

      (czerwiec 1941)

      Dziś

      Już nie w modzie hiszpańska gitara
      Ani włoskie, piękne serenady...
      Dziś muzyką jest nam dźwięk dolara,
      A koncertem zaś hockej Kanady.

      Dziś, gdy miłość mamy na ekranie,
      A w dancingach zgrabne for-danserki...
      Gdy zabawką na lwy polowanie
      I miast kwiatka słoń u butonierki.

      Dziś gdy profesor Piccard zwiedza stratosferę,
      I lunetą szukamy mieszkańców na Marsie,
      Gdy lekarze w godzinę - uleczą cholerę,
      Gdy przez megafon uliczny mamy tango Warsa.

      Dziś gdy nad oceanem krążą Zeppeliny
      I gdy oba bieguny flagami przybrano,
      Gdy świat można objechać w przeciągu godziny...
      Dziś rachunku sumienia zrobić nie umiano.

      (luty-marzec 1933)

      Dwie matki

      Dwie mi Matki-Ojczyzny hołubiły głowę -
      Jedna grzebień bursztynu czesała we włos
      Druga rafy porohów piorąc koralowe
      Zawodziła na lirach dolę ślepą - los...

      Jedna oczom tańczyła pasem złotolitym,
      Czerep drugą obijał - pijany jak trzos -
      Jedna boso garnęła smutek za błękitem -
      Druga kurem jej piała buntowniczych kos

      Dwie mnie Matki-Ojczyzny wyuczyły mowy -
      W warkocz krwisty plecionej jagodami ros -
      Bym się sercem przełamał bólem w dwie połowy -
      By serce rozdwojone płakało jak głos...

      (lipiec 1941)

      Moja chwila

      Tylko ten smutek który zna
      Moja piosenka - no i ja.

      Te kilka bladych błahych słów
      Co księżycowi kradły nów.

      I jeszcze sen i jeszcze płacz
      I walet kier - bladziutki gracz.

      I malowanych dzbanów dno
      Co polewaną glinę gną.

      I tylko chwila - chwila ta
      Którą piosenka zna - i ja...

      (1940)

      Na śmierć poety

      A kiedy go z wami nie będzie -
      Usypcie mu kurhan stepowy -
      Aby słyszał, jak burzan pieśń gędzie
      I wiatr stepem przewala się płowy...

      By mu miesiąc wstający z limanów
      Oczy prószył kitajką czerwoną...
      I kląskanie by słyszał bocianów,
      Gdy piórami lotnymi wiatr chłoną...

      Niech tam orły dziobami pieśń skraszą,
      A teorban piosenką zakwili...
      Bo o wolę on waszą i naszą
      Śpiewał - zanim odpoczął w mogile...

      Niech tam zmierzchy siniejąc rozgarną
      Błękit nieba najczystszy i skromny -
      Aby nocą wieczyście już czarną
      Patrzył w wszechświat ponad nim ogromny!


      * * * (Ojczyzno słów błękitnych...)

      I

      Ojczyzno słów błękitnych - pamięci dolino -
      Rumiana korą brzezin runego podgórza -
      Łabędzie srebrne myśli co czasem płyną,
      Łupkami zwitków wspomnień - opowieść wynurzą...

      Spływa zapach czeremchy rosnącej za murem,
      Lat młodych niespokojnych beztroskich, wesołych
      I ganeczkiem drewnianym przypiętym pod górą -
      Postacie oczom znane ku źrenicy woła...

      Spływa luna świetlista świdrująca strychy -
      Róż sennego zapachu szukając rozarium -
      Kolumny białej sali rozjaśnia przepychem
      I kościołem poklęka przed wyrzeźbioną Marią,
      Którą pieśni zabrano by bzami okwitła
      I rzeźbiła się życiem trwającym na nowo!
      Spływa hejnał z nad wieży i dzień gra modlitwą -
      Rozkruszając o góry słońca purpurowość!

      A miasto rozłamane jak owoc jesienią,
      Każe karty wypełniać pobłąkanym cieniom...

      II

      Witaj więc cieniu wspomnień - jaśniejącą dłonią,
      Snujący flet miesiąca po świetlistej grani!
      Witaj dolino kraśna brzóz co smutek gonią,
      Zanim słońce utoczy brzask różanopiany!

      Witaj - po chybotliwych wrażeń płynąc chwili
      Na płótno co odbicia pastelem powleka,
      By malarz który barwą natchnienia swe pyli -
      Smugę kształtu odnalazł za cieniem co czeka!

      Witaj dolino runa - co swe drumle
      Czereśniowe wpijają w miód bartnym pasiekom -
      Gałęzi czeremchowych wonią płynąc ku mnie...

      Witaj - o gór ramiona opleciona rzeko,
      Błękitno-płynna giętka miedzianko piaskowa -
      Po tyle kroć wołana poetów imiony -
      Smużąca oddal mleczną koliskiem kołowań,
      Co mgłami posrebrzają tatarak strzyżony...

      Witaj - oddechu drżenia przybliżona jawo,
      Pierwszej wiosny uczucia o krasnych jagodach -
      Oplatając serce przędzą złotordzawą
      Smutku który cierpienie - ból i gorycz podał...

      A dzisiaj niesie wspomnień wieczór przeźroczysty,
      Przyprószony popiołem gwiazd w wędrownym koczu -
      By sen co był bolesny - zmienić w uroczysty
      I ustronia kryjome wydobyć z dna oczu...

      III

      Witaj i Ty - najskrytsza zapoznana jaśni,
      Glinę ducha lepiąca nowym kształtu ciosem -
      Sowiooka mistrzyni cnót, która mrok gasi,
      Spinając lot młodości z wielkim globu losem!

      O, ilekroć pochylasz swoja twarz nade mną
      I obnażasz dno duszy źrenicą mądrości -
      Widzę strumień płynący nad potopów ciemną -
      Od źródeł białowodej krynicy wielkości!

      I wiem, że nie przemija czasu wieczne piękno,
      Zaklęte w formy duszy jakie stwarza człowiek -
      Przecz sny które się burzy pierwszej nie ulękną,
      Ale, skrzepną jak ptaki w piór skrzydlatej mowie!

      O! Pani sowiooka - kreśląca śród godzin -
      Niadociecznych pozorów mej jawy granice!
      W łupince orzechowej myśl wioząca łodzi,
      Ku drodze którą idą wieszczący pątnicy -

      Spraw! By prawdy leżące w odłogu pamięci,
      Nie były jako wiatrem szeleszczące kłosy,
      Lecz jak łan który ziaren w złoto ziaren chrzęści -
      W spichlerz bytu zasypując korzec mego losu!

      (sierpień 1941)

      O poetach

      Znam słowa o poetach, że są nieszczęśliwi -
      Wpół nadludzcy, wpół ludzcy, a tylko ćwierć żywi.
      Lunatyczni jak światło, księżycowi poeci,
      Których duch ponad światem z kometami gdzieś leci.

      Znam słowa o poetach i ich samych wyznania -
      W których czasem się rąbek jakiejś prawdy odsłania,
      Ale trzeba to wyznać - nawet, nawet poeci
      Sami siebie nie znają. Krom zmierzchłych stuleci,
      Gdy to Dawid, Izajasz rozmawiali z wiekami
      I krzepili swój naród proroczymi psalmami,
      Gdy to wieszcz ów oślepły z Hellady
      Bogów z ludźmi prowadził na przygody i zwady.

      U nas kilku znam ledwo, którzy wieść umieli -
      Jary Jan Czarnolaski, Konrad, wątły Anhelli,
      Promethidion przemądry i swat-drużba z Wesela.
      Innych z kunsztem rymowym chociaż było wielu -
      Kunsztowi przekazali imiona - nie wieści
      Która ludy prowadzi - prawa dzieje treści,
      I niby łuna wielka - niby gwiazda boża
      Nowe lądy dobywa pokładami z morza -
      Oceanu Ludzkości...

      (czerwiec 1943)

      Pieśń II

      O twej krainie słyszałem dumy - i smutne jak dumy pieśni,
      ziemio szeroka wołyńska w jasny rzucona przedwieczerz,
      - ale dziś sercem i dłonią chcę nową pieśń ucieleśnić,
      i latem z przyzb się śmiejącą - Ładę słowiańską - Ksieni.

      To wszystko jest szatą jeno - jej barwą, światłem i cieniem,
      i tą tęsknotą, co z piękna pełnego kształtu się rodzi,
      ale dziś dłonią i sercem chciałbym odnaleźć to drżenie,
      które, nim jabłoń wyrosła, szczepiło jej pęd w ogrodzie.


      Pieśń III

      Samodziały, samodziały tkają dziewczęta
      Pryśki, Nastki, Jaryny - nie pamiętam -
      na surową, na chłopską odzież
      i na hafty, których nie wypowiem.

      Przędą, przędą na kołowrotkach,
      Wołyń w palcach ich barwnie się mota
      w proste znaki i proste nici
      na płóciennych, lnianych okryciach.

      Przędą Pryśki, przędą Jaryny,
      już oprzędły płótna Wołyniem
      w znakach prostych i jak najprościej
      na tych płótnach Wołyń się mości...

      Czarno się skiba kładzie, bo rodny jest czarnoziem,
      choć Hryć wiosną orze o głodzie.
      O głodzie Hryć wiosną orze
      choć chleb i dla niego boży.

      Czyście żyto ukryli w stodołach,
      Że o głodzie Hryć na konie woła,
      czy zabrakło kaszy hreczanej
      z rodnej ziemi latoś oranej?

      Czarno się skiba kładzie, bo rodny jest czarnoziem,
      choć Hryć wiosną orze o głodzie.

      Lecz nie wstrzyma głód chłopa dłoni
      póki chlebem nie wzejdzie Wołyń...

      Po rozłogach i jarach rośnych
      echem toczy się pieśń donośna,
      echem toczy się, do chat dociera,
      białe drzwi na gościńce otwiera.

      (1937)

      Poema

      Poema by nam trzeba stworzyć polskie nowe -
      Jędrnej gwary społecznej pełne, mocne zdrowe.
      Jare jako pszenica, jako chłopy żytnie,
      W których Polska jak długa, szeroka - zakwitnie.

      I wygada, wyśpiewa, wygębuje gwarnie
      Niby prawda mielona na ogromnym żarnie,
      Niby łany szumiąca ku życiu rozrzutnie -
      Ochoczo, tęgo, prosto - a nie bałamutnie
      Na modłę galanterii salonowych styli,
      W których słowo się szminką i pudrami pyli.

      (czerwiec 1943)

      Pogrzeb pięciu poległych

      I

      Biją dzwony we spiże -
      Na kościelnych wieżycach.
      Łamią dźwięki o wyże -
      Tłum faluje w ulicach.

      Toczy trumny olbrzymie -
      A milczące i czarne.
      Ramionami je trzyma -
      I ku górze je garnie.

      To je zniży ku ziemi -
      Tyka drzewem do bruku -
      Do milczących kamieni -
      To je dźwignie w pomruku.

      Nad głowami zatoczy -
      Aby niebo wejrzało -
      Jeśli boże ma oczy -
      Aby - aby widziało.

      Płyną trumny jak baszty -
      Jak płonących wież głownie -
      Ramion dźwigają je maszty -
      Niby pomsty pochodnie.

      Niby dzwony wieczności
      W swojej śmierci tak dumne -
      Jaśniejące jak kości -
      Liczbą swą pięciotrumne.

      Płyną - płyną jak wieże -
      Pięciostrzelne - ogromne -
      Zawrzeć z pomstą przymierze
      Przysięgami niezłomne.

      Płyną - płyną jak góry
      Co się zbyły swych posad -
      Przez ulice i mury -
      Pną się - gniotą niebiosa.

      Płyną - płyną - jak dzieje
      Spętanego Narodu -

      W swe cmentarne wierzeje -
      Wiodą czoło pochodu.

      II

      Bramo - bramo cmentarna -
      Na popielenie mogiły -
      Popękana i czarna
      Masz ty w sobie te siły?

      Aby przyjąć te trumny
      Na wieczyste spocznienie -
      Czy masz taki dół dumny?
      Czyli masz taką ziemię?

      Bramo - bramo cmentarna -
      Czy ogarniesz je sobą -
      Czy będziesz tak mocarna
      Że nie wydrą się grobom?

      I uderzą w niebiosa
      Jak o mury Jerycha -
      Niby dzwon wielogłosy
      Który skarga kołysze.

      Bramo - bramo cmentarna
      Pogrobnego żalniku
      Czyli takie masz żarna
      Dla tych dzwonów - pomników?

      Co wymielą proch z kości
      I posypią na urny -
      Niby ziarna wieczności
      Na ich byt pięciowtórny.

      Bramo - bramo cmentarna
      Czy masz takie wierzeje -
      Jak wrotnica ofiarna -
      Co pomieszczą te dzieje?

      Spętanego Narodu -
      Który skargi tak grzebie?

      Niewolniczego snu - głodu -
      Czy pomieścisz je w sobie?!

      (marzec 1942)

      Pole

      Nie będę dziś sobą,
      nie będę mądry i ludzki...
      Wpatrzę się w polne niebo,
      w płócienne, lniane obłoki.

      Wystarczy mi świerszcz w koniczynie,
      koncertujący pod liściem
      i te badyle niczyje
      w niebo sterczące kiścią.

      Nie będę o niczym myślał,
      ani niczego żałował...
      ...jarzębinowy wisior
      smutek rumieńcem zachowa.

      A potem - potem gdzieś w rowie
      wargi przytulę do ziemi...
      ...wszystkie swe bóle wypowiem
      ...wrosnę zielonym korzeniem.

      (listopad 1934)

      Poranek
      (Mojej siostrzyczce)

      Na łąkach pachnie skoszonym lipcem
      a bosonogi grajek brzozom zawodzi wiklinowe smutki,
      aż się wychylił i nasłuchuje z przydrożnej kaplicy -
      Jezus malutki.

      Mgławy poranek rosą się wplątał w zielone trawy,
      krowa go stamtąd zliże mokrym językiem,
      a z koniczyny uszy wystawi zając ciekawy,
      aż pastuch pędzący bydło spłoszy go krzykiem.

      (1934)

      Rodowód

      Poganin jestem! Poganin!
      Dwurogie chwalę księżyce!
      I lutą słowiańską Panię,
      Marzannę-Bogurodzicę!

      Światowied mnie ośmiooki
      W kontyny ciosanym Chramie
      Nauczył patrzeć w szerokie
      Słowiańskiej ziemi połanie!

      Używiodajnił Swarożyc
      I deszczów Lelum-Polelum!
      I skrzat co kołacz umnożył
      Płócieńca święconą bielą!

      Kupało jestem! Kupało!
      Goniący rodnicę Ładę!
      Gdy ziarno jarskie upałem
      W jęczmień włochaty układę!

      Gdy syrop nalewam w barcie,
      Drążone chłodne kołodzie,
      By biali pszczelniczy, starce
      Kołacze maczali w miodzie!

      Słowianin jestem! Słowianin!
      Od Światowieda dziedzicem!
      I lutej słowiańskiej Paniej,
      Marzanny-Bogurodzicy!

      (czerwiec 1941)

      Samotność

      Czy odkryje kto dno samotności
      które w słowa kryjówce dziś mieszczę
      poza dnem czy odnajdzie tym jeszcze
      gałąź serca - dzikiej winorośli?

      Czy odkryje kto ścieżkę dumania
      krasnobarwną płynącego rzeką
      czy policzy te łzy które pieką
      wśród strun moich samotnego grania?

      Po cóż prószyć więc łzy na litery
      po co w noc o bezsenność kołatać
      aby ćwiartką białego papieru

      Tak oddalać się ciągle od świata?
      i za dziką przestrzenią samotną
      znaleźć pustkę jak ból wielokrotną.

      (lipiec 1941)

      Sawitri

      (Żonie)

      Może to tylko bogini biegła przetowłosa
      a może się zachwiały koliste niebiosa?

      Może tylko Sawitri - Sawitri promienna
      stopą dotyka ziemi jak fala tajemna?

      Nie - to drżenie kosmiczne za globem nad nami
      nie - to czas wirujący wszystkimi czasami!

      To spirala zagłady - plejada płomieni
      szybuje gorejąca ponad kołem ziemi!

      I na jądra galaktyk nawleka się włócznią!
      nie - to bogini tylko - Sawitri przed jutrznią.

      (1941)

      Słowo

      Jak wonne sosnowe drzewo
      pojone żywicy więźbą
      wystrzela ku niebu słowo
      wiersza zieloną gałęzią...

      Rośnie - wspaniałe, bujne,
      do mózgu korzeniem wsparte,
      pod kory brunatną runią
      sącząc żywicy prawdę...

      Złotokłującym igliwiem
      liter opiewa błękit...
      Leśnie, puszyście kwili,
      jak ptak chwycony do ręki...

      Aż z lasu żywicznych stronic
      siekiery podstępnym ciosem
      czytelniku - wytniesz
      najpiękniejszą z moich sosen.

      (styczeń - luty 1937)

      Step

      I

      Dwukonna pleciona
      kolebka tatarka,
      półksiężyc w strzemionach
      i baszłyk i czarka!

      W sajdaku chrzęst strzały,
      a w jukach daktyle
      i sery dwa białe
      i mleko kobyle!

      I kindżał i sokół
      i kołpak czerkieski
      i step co jest w oku
      jak niebo niebieski!

      Za lasem załkała
      zozula turkawka,
      a księżyc głos turlał
      po rosy sadzawkach!

      I liściem sznurował
      srebrzyste baszłyki
      i konie zacinał
      czerwonym pokrzykiem!

      A las się już zwinął
      na bystre kopyto
      I zaprzęg wypłynął
      Znów w stepu koryto!

      Burzanem! Burzanem!
      W kręcone rozłogi!
      Stój!! Dworu to ściany
      Stanęły w bieg drogi!

      II

      Miesiąc biały
      miesiąc biały
      ostrowcem płynie -
      płucze rosą
      płucze rosą
      warkocz kalinie -

      Moje płyną
      moje płyną
      jaśniejsze kosy -
      wijąc liczko
      wijąc liczko
      srebrniej od rosy -

      Sinym stepem
      sinym stepem
      bojaryn jedzie -
      miesiąc złoty
      miesiąc złoty
      kolebką wiezie -

      Oj nie miesiąc
      oj nie miesiąc
      wiezie on złoty -
      ale serca
      ale serca
      szczerą ochotę -

      (czerwiec 1941)

      Tobie Ewa - A Muzom

      Może jutra nieznaną godziną
      co spowiada pór przyszłych początek -

      Może znakiem nad czołem co płynął
      może chłodnym dalekim przylądkiem -

      Może mitem szemrzących oddaleń
      czy lutnisty pieśniarza przybłędą -

      Może zniczem co dłonią zapalę
      na kolumnach rosnących nade mną -

      Znaczeń srebrnych tajonych uśmiechem
      albo lawą jak szkło przeźroczystą -

      Może lekkim pragnienia oddechem
      może dzwonów melodią kolistą -

      Może tylko jednym westchnieniem
      Może tylko zostanę imieniem -

      (1941)

      Urywek poematu

      Wstęp

      Tylu już bohaterów polskich opowieści
      Poznałem osobiście - lub przez ich autorów,
      Że trudno ich imiona w gruby sztambuch zmieścić,
      Przepisując przez długość - długiego wieczoru.

      Liczni huczni szlachcice w połyskliwych blachach,
      Starcy srebrem brodaci - tęskniący więźniowie,
      Pacholęta kozacze w wiązanych papachach,
      Romantyczne kochanki - strojni baronowie!

      Jedni pozy tragicznej teatralnym gestem,
      Drudzy śmiechu gawiedzi ucieszną swawolą,
      Inni jakimś płomiennym w licach manifestem -
      Życie wznoszą na kartach - lub umierać wolą!

      Cóż więc dziś stworzyć można nad to co już było?
      Kogo jeszcze ubierać dla oczu za sceną -
      By pióro nie zgrzytało po literach piłą -
      A czytelnik nie leczył czytania - migreną!

      Kogo pytać o radę? Gdyby żył Beniowski -
      Ów rycerz romantyczny - orator fantazji,
      Odwiedziłbym sąsiada, bo z mojej wioski -
      Lecz dziś - tej byłej - śmiesznie żałować okazji.

      Jeno cień jego blady na Parnasu łąkach,
      Bytując z Królem-Duchem - echem dzwonnej lutni,
      Księżyca łuszcząc orzech w leszczyny koronkach,
      Biesiadnikom potomnym mówi - bądźcie smutni!

      O, gdybyż choć Twardowski - czarnoksiężnik diabli -
      Wiecheć wąsa mi uciął o kryzę księżyca -
      To może by poemat urósł cięciem szabli,
      Sypiąc polskie trofea na białych stronicach.

      A tak własnej żałoby wątła kruchą czarą
      Trzeba serce rozdzierać - myślom kruszyć wieka -
      I słowem niewybrednym - samotniczą gwarą
      Czytać to co jest łzami spisane w powiekach.

      (sierpień 1941)

      Utopia

      Jej spełnienie odlegle - jak idea sama -
      Śniło niej ogniś Budda - wielki Dalaj Lama
      I kazał o niej Chrystus w Galilejskiej Kanie,
      Że się dobrem dokona i przez miłość stanie.

      Wielka wizja człowieka w ludzkości gromadzie
      Powiązanej i zgodnej w poczynaniu w radzie -
      Wyniesionej, ogromnej - w wszechdosiężne stany,
      Rządzonej sobą przez się - przez senat obrany.

      Jej spełnienie odległe - bo dziś wieża Babel
      Mieszające języki i więżąca słabe -
      Rozchwiana pod kopułą niebieskiego stropu -
      Wygraża światu pięścią - Pięścią Europy!

      Śnią jednak utopiści proroków oczami -
      Choć przemijają smutni - nie poznani - sami.

      (czerwiec 1943)

      Werset

      Twój dziad w czerwonym polu
      Szkarłatne kwiaty kładł -
      Twój ojciec niósł do boju
      Dwadzieścia młodych lat...

      U września ran koralu
      Zastygał śmiercią brat -
      Gdy wstyd twe czoło palił
      Że on - a nie tyś padł...

      Dziś tęsknisz - werset stali
      Płomieniem krwawych szmat -
      U nowych ran korali
      Jak ojciec nieść i dziad...

      (listopad 1940)

      Więzień

      I

      Cztery ściany zamknięte!
      Szare pudło ceglaste!
      I okienko wciśnięte
      W strumyk światła półjasny!

      Cztery kroki wdeptane
      W szmatek wąskiej podłogi!
      Cztery kroki do ściany,
      Cztery kroki tej drogi!

      Tylko serce się tłucze,
      Jak dzwon w wieży spiżowej!
      I myśl skronią tak huczy
      Bólem czaszki i głowy!

      Cztery kroki! Znów cztery!
      W głąb ceglastego sześcianu!
      A pod czaszką ból wzbiera!
      Cztery kroki do ściany!

      II

      Ściana - ściana wisząca
      W płatkach bólu nad głową!
      Myśl o cegły potrąca -
      Przeminionych dni mową!

      ...Jar pachnący i kwietny
      Z kredy białych kraszanek,
      Błękit nieba półletni -
      Półzamglony - jak ranek!

      Sianokosy i pożar
      Ciepozłotych promieni!
      Przechylona w jar brzoza -
      Wiszarami zieleni...!

      Leszczynowa altana -
      Ciepły orzech z łuskańca...
      Nie - to plamy na ścianach!!!
      Kroki cztery do krańca!!!

      III

      Nie! To można zwariować!
      Już okienko tam zgasło!
      Tylko boli wciąż głowa!
      Tylko myślom wciąż ciasno!

      Tylko kroki wciąż cztery -
      Nim klucz w zamku zazgrzyta!
      I zaskrzypią litery
      Krzyżujących się pytań!

      Nie! Nie! Tamto wytrzymam!
      Tylko kroki do ściany!
      Tylko w głowie szum dymu
      I na ścianach te plamy!

      Nie! - To pewno zmęczenie -
      Sen do oczu znów klei...
      ...Ciepłe, ciepłe promienie
      W rzędach białych alei...

      (1940)

      Zajazd

      Zajechali nocą zbrojni przed dwór -
      Toporami wyrąbali wrót zwór...

      Malowanych - malowanych wrót -
      Co zaporą skrzypiały u kłód...

      Rozrąbali wtargnęli - i w głąb...
      Wrzask zahuczał... Odźwierza rąb!

      Posypały się w drzazgach skry -
      Pod toporów ciosem - jak kry...

      Posypały się skry od drzazg -
      Runął w cień - runął w sień dźwierców trzask!

      Sienią w sień - cieniem w cień - druga sień -
      Rąbać sień! Rąbać cień! Rąbać w pień!

      Cień już padł - sieni dwie - komnat trzy!
      Krwawy ślad... Jakiś krzyk!... Iskier skry!

      Oknem w sad! Ratuj! Mord!... Dalej bór...
      Zajechali nocą zbrojni przed dwór...

      (wrzesień 1939)

      Zieleń

      To są sny śpiewające
      kołysanki dziecinne
      co się lęgną gdy słońce
      jest wiosennie niewinne

      To są chwile co przyjdą
      w ciągle śnione nazajutrz
      które szczęście odkryją
      bo je w sobie gdzieś mają

      To są ludzie co cuda
      czynią chodząc po świecie
      to jest także ułuda
      co przez wszystko się plecie

      (1941)

      Żywe srebro

      (W pamiętniku Marysi Janeckiej)

      Na tej białej karteczce
      Srebrny kwili strumyczek,
      Niby sen w kolebeczce -
      Niby w wodzie kamyczek.

      Kropelkami literek
      Biała białość szeleści -
      Płynie strumyk-papierek,
      Ledwie w sobie się mieści.

      Srebro bielą przelewa
      Żywe srebro pisania -
      I do siebie sam śpiewa
      Papierkowe śpiewania.

      I do siebie sam kwili,
      Niby sen w kolebeczce -
      I literki z snem myli -
      Na tej białej karteczce.

      Wiersz jak srebro jest żywy
      Strumyk srebra prawdziwy.

      (listopad 1941)

    Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl