Non omnis moriar - zapomniana poetka z Równego na Wołyniu

Jarosław Kosiaty

    Ze starej, czarno-białej fotografii z 1938 roku patrzy na nas uśmiechnięta, piękna młoda kobieta o dużych, ciemnych oczach... Przyszła na świat w Kijowie w 1917 roku, w rodzinie zasymilowanych, rosyjskich Żydów. Jej rodzice wyjechali do Polski niedługo po wybuchu rewolucji październikowej i zamieszkali w Równem na Wołyniu. W domu mówiło się po rosyjsku, ale nasza bohaterka samodzielnie nauczyła się języka polskiego...


    Zuzanna Ginczanka w swoim rodzinnym mieście -
    Równem na Wołyniu, 1934 r., fot. Muzeum Literatury.

    Zuzanna Ginczanka zaczęła pisać wiersze już w wieku 10 lat. Te pierwsze opublikowane ukazywały się w gimnazjalnej gazetce "Echa szkolne". Za namową Juliana Tuwima wzięła udział w konkursie poetyckim w 1934 roku, ogłoszonym przez "Wiadomości Literackie" i zdobyła w nim wyróżnienie. Wiosną 1935 roku rozpoczęła współpracę z "Wiadomościami Literackimi"; należała do kręgu Skamandrytów. Po ukończeniu gimnazjum przeniosła się do Warszawy, gdzie rozpoczęła studia pedagogiczne. Powszechnie podziwiana za swój talent i urodę, stała się legendą przedwojennej stolicy. W 1936 roku wydała swój jedyny tomik poezji zatytułowany "O centaurach". Po wybuchu II wojny światowej uciekła z Warszawy do Lwowa...

    Po wkroczeniu Niemców do Lwowa w czerwcu 1941 roku ukrywała się w tym mieście do 1943 roku. Z tego okresu pochodzi wiersz "Non omnis moriar". Utrwaliła w nim nazwisko właścicielki mieszkania, w którym się ukrywała - gospodyni Chominowej (która wkrótce ją wydała). Udało się jej jednak uciec do Krakowa. Jesienią 1944 roku wskutek kolejnego donosu sąsiadów została aresztowana przez gestapo. Zginęła najprawdopodobniej wiosną 1944 roku (a więc na krótko przed wkroczeniem Armii Czerwonej), rozstrzelana na terenie niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Płaszów. W chwili śmierci miała 27 lat...

    W artykule Małgorzaty Olszewskiej "Zuzanna Ginczanka" z grudnia 2007 roku (Culture.pl) znalazłem poniższy fragment:

      "(...) Młodzieńcze wiersze Ginczanki - zmysłowe, głoszące pochwałę życia i nieraz drastycznie odwołujące się do kobiecej biologii i fizjologii - wyrastają z buntu przeciw mieszczańskiemu wychowaniu. (...)

      Od początku swojej drogi twórczej Ginczanka opisuje świat również przez odwołania do mitów i tradycji kultury: mitologii Dalekiego Wschodu (wczesny cykl Chińskie bajki o La-licie - gejszy ulepionej z gliny i ożywionej przez zakochanego mężczyznę), mitologii starogermańskiej (wiersz Zygfryd), a także do motywów i wątków z kultury śródziemnomorskiej (np. centaury) oraz żydowskiej (wiersz Poznanie, którego bohaterami są Adam i Ewa; nawiązania do Pieśni nad pieśniami). W późniejszych utworach poetki zmysłowe doświadczanie rzeczywistości ustąpi miejsca poznawaniu świata przez pryzmat kultury. (...)"

    W 2015 roku Muzeum Literatury w Warszawie pokazało wystawę czasową, upamiętniającą poetkę "Tylko szczęście jest prawdziwym życiem". W marcu 2017 roku, w stulecie urodzin Ginczanki, na ścianie domu przy ul. Mikołajskiej w Krakowie, gdzie poetka ukrywała się przed uwięzieniem i śmiercią, wmurowano tablicę pamiątkową.

    Poniżej wiersz Zuzanny Ginczanki "Wyjaśnienie na marginesie", a także niezwykle poruszający utwór "Non omnis moriar". Zbliża się pierwszy listopada i tę łacińską sentencję zobaczymy w czasie odwiedzin cmentarzy na wielu nagrobkach. Zuzanna Ginczanka nie ma swojego grobu, pamiętajmy o niej...

    Wyjaśnienie na marginesie

    Nie powstałam
    z prochu,
    nie obrócę się
    w proch.
    Nie zstąpiłam
    z nieba
    i nie wrócę do nieba.
    Jestem sama niebem
    tak jak szklisty strop.
    Jestem sama ziemią
    tak jak rodna gleba.
    Nie uciekłam
    znikąd
    i nie wrócę
    tam.
    Oprócz samej siebie nie znam innej dali.
    W wzdętem płucu wiatru
    i w zwapnieniu skał
    muszę
    siebie
    tutaj
    rozproszoną
    znaleźć.

    * * *

    Non omnis moriar

    Non omnis moriar - moje dumne włości,
    Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
    Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
    I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.

    Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
    Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
    Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
    Donosicielko chyża, matko folksdojczera.

    Tobie, twoim niech służą, bo po cóżby obcym.
    Bliscy moi - nie lutnia to, nie puste imię.
    Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy,
    Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.

    Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
    I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
    Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze -
    Niechaj piją noc całą, a o świcie brzasku
    Niech zaczną szukać cennych kamieni i złota
    W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.

    O, jak będzie się palić w ręku im robota,
    Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
    Chmury prutych poduszek i obłoki pierzyn
    Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;

    To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
    I uskrzydlonych nagle w aniołów przemieni.


    Jan Lwowski, Zuzanna Ginczanka i osoba nieznana.
    Równe na Wołyniu, wrzesień, 1933 r., fot. Muzeum Literatury.

    W czasie pisania powyższego tekstu korzystałem z materiałów własnych oraz ogólnodostępnych informacji w Internecie (m.in. na stronach encyklopedii Wikipedia).

    Oprac. Jarosław Kosiaty (26.10.2017)

Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl