Spis artykułów
Dwie legendy Stepana Bandery (fragment)

Piotr Kościński, Tatiana Serwetnyk


    Pomnik Stepana Bandery w jego rodzinnej wsi - Starym Uhryniowie.

    Przywódca ukraińskich nacjonalistów jest gloryfikowany na zachodzie kraju. Na wschodzie ciągle uznaje się go za zdrajcę i kolaboranta Hitlera.

    - Tak, Stepan Bandera to prawdziwy ukraiński bohater narodowy i wierzymy, że prezydent Wiktor Juszczenko nada mu tytuł Bohatera Ukrainy - mówi Luba Mychajluk, pracownik naukowy Muzeum Stepana Bandery w Starym Uhryniowie.

    Ta położona kilkanaście kilometrów od Kałusza (niedaleko Iwano-Frankiwska, dawnego Stanisławowa) wieś nie wyróżnia się niczym szczególnym. Dojechać trudno, od Kałusza droga jest marna, choć mieszkańcy zapewniają, że specjalnie zrobiono ją już po wybudowaniu muzeum. W Starym Uhryniowie urodził się i przez pierwsze lata życia mieszkał Bandera. Opuścił wieś w 1930 roku, ale miejscowa Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów wciąż była silna, a podczas wojny i po niej właśnie tu szczególnie aktywna była Ukraińska Powstańcza Armia. Dziś w Starym Uhryniowie wspomina się głównie opór upowców skierowany przeciwko sowietom.

    - Podczas wojny do UPA poszło 200 chłopców - opowiada 78-letnia Hanna Iwaniuk. - Wszędzie po lasach były jej kryjówki. Walki trwały do 1950 roku. Za karę sowieci wysłali ze wsi na Sybir 64 rodziny - dodaje.

    W przyszłości ma być odbudowana kryjówka - podziemny bunkier - w którym ukrywał się miejscowy dowódca UPA. Zginął w 1950 roku. Ktoś go zdradził - i tak w okolicy skończył się zbrojny opór.

    - Ale to nie Bandera kierował UPA - podkreśla pani Luba. Ta młoda kobieta z dużą wiedzą opowiada o losach ludzi, którym na Ukrainie zachodniej stawiane są teraz pomniki. - Po aresztowaniu Bandery w 1941 r. przez Niemców (była to niemiecka odpowiedź na deklarację o powstaniu ukraińskiego rządu we Lwowie: Bandera trafił do obozu Sachsenhausen - przyp. red.) armię tworzył i nią kierował Roman Szuchewycz - dodaje.

    Muzeum mieści się w zbudowanym w 2000 roku nowoczesnym budynku. W dużej sali centralne miejsce zajmuje ogromna fotografia Bandery i jego współpracowników podczas procesu po zamachu na szefa MSW Bronisława Pierackiego. Za podsądnymi stoi rząd polskich policjantów. I choć ideą ekspozycji jest pokazanie Stepana Bandery jako lidera wieloletniej, ukraińskiej walki narodowowyzwoleńczej - najpierw w monarchii austro-węgierskiej, potem przeciw Polsce, później przeciwko sowietom, a wreszcie - hitlerowcom i znów Związkowi Radzieckiemu, można odnieść wrażenie, że głównym jego przeciwnikiem byli właśnie Polacy.

    Dlaczego bohater

    Zdołał umocnić Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i spowodować, że stała się podmiotem liczącym się na arenie międzynarodowej. Zdołał wpoić ludziom swoje idee. Spowodował, że szli na śmierć z jego imieniem na ustach - dowodzi pani Luba.

    I dziwi się, że młodzieżowego rajdu rowerowego szlakami Stepana Bandery nie wpuszczono do Polski. - To zupełnie niezrozumiałe - mówi. Wyjaśnia, czemu wśród mieszkańców Ukrainy zachodniej tak przyjęły się idee nacjonalistów. - Popierali umocnienie prywatnej własności. Działali we wszystkich sferach - oświacie, kulturze, zakładali spółdzielnie. Znakomicie organizowali propagandę - wylicza.

    W Starym Uhryniowie nie ma już nikogo, kto pamiętałby Banderę. Ale mieszkańcy są dumni ze swego krajana. - Nareszcie mamy muzeum, nareszcie ktoś o nas pamięta - podkreśla Hanna Iwaniuk. - Ofiara tych młodych ludzi, naszych chłopców, nie poszła na darmo - mówi.

    Stepan Bandera ma swoje ulice w każdym niemal zachodnioukraińskim mieście. We Lwowie też ma pomnik, choć w nieco zaniedbanej części miasta, tuż za dawnym kościołem św. Elżbiety. Za postacią Bandery z brązu stoją niewykończone - brak pieniędzy - betonowe kolumny, na których wisi herb Ukrainy - Tryzub. Urzędujący w dużym budynku lwowskiej administracji obwodowej na ulicy Wynnyczenki deputowany do rady obwodowej Lew Zacharczyszyn (frakcja Pory, awangardy pomarańczowej rewolucji) tłumaczy: - Państwo musi mieć ideę i swych bohaterów. Takim bohaterem symbolem stał się właśnie Bandera. I podkreśla, że wyrósł na tego bohatera już podczas wojny. - Wtedy dowódców się nie wybierało. A on był wodzem, cała organizacja funkcjonowała w stylu wodzowskim. Teraz można dyskutować o jego błędach czy pomyłkach, ale wówczas był sztandarem - opowiada.

    Znany lwowski historyk i publicysta, szef pisma "Ji", Taraz Wozniak podkreśla, że było wielu innych ukraińskich działaczy, jak ataman Semen Petlura - sojusznik Józefa Piłsudskiego z czasów wojny polsko-bolszewickiej czy pierwszy prezydent Ukraińskiej Republiki Ludowej Mychajło Hruszewski. - Ale to właśnie Bandera stał się symbolem - mówi.

    Ołeś Starowojt, deputowany obwodowy z prezydenckiej Naszej Ukrainy, podkreśla jednak, że "trzeba mieć jasność, o kim mówimy". - Nie o postaci historycznej, a o mitologicznej - podkreśla.

    Spór się rozwija

    Mit ten zaczął się tworzyć jeszcze za jego życia, gdy trafił do obozu koncentracyjnego - podkreśla Starowojt. - On był inteligentem i politykiem. Nie prowadził walki zbrojnej, może poza okresem lat 30., w którym brał udział w akcjach terrorystycznych przeciw polskim politykom i urzędnikom. A został symbolem wspólnej wyzwoleńczej walki Ukraińców. Czemu stał się bardziej popularny niż Roman Szuchewycz, dowódca UPA? Przecież z UPA wspólnego miał niewiele - gdy oni walczyli, on siedział w obozie koncentracyjnym, a potem w Monachium. Ale w jego przypadku dyskusja historyczna ma niewielki sens. Dyskutujemy przecież o micie - wskazuje.

    Starowojt opowiada to, siedząc w kawiarni Wiedeńskiej, w samym centrum kolorowego, wielojęzycznego dziś Lwowa - na rynku polski słyszy się chyba częściej niż ukraiński, tylu tu turystów zza oddalonej o 70 kilometrów granicy. Obok, przed lwowską operą, stoją stoiska z książkami o Banderze, niebiesko-żółtymi i czerwono-czarnymi (kolory UPA) flagami i znaczkami z literami UPA.

    Rosyjskie portale w zachodnich obwodach Ukrainy naliczyły ponad 1380 pomników przywódcy OUN! Na wschodzie Ukrainy jest jednak zupełnie inaczej. - Bo tam funkcjonuje zupełnie inny mit Bandery. Kolaboranta Hitlera, człowieka z krwią na rękach - mówią lwowscy politycy.

    "Władze we wschodnich obwodach protestują przeciwko uznaniu Bandery za bohatera Ukrainy i rozwiązują problem bez dyplomatycznych "reweransów". Charków nie zniszczy tablicy czczącej Ukraińską Powstańczą Armię, ale przekaże ją do Iwano-Frankiwska. W Ługańsku pojawił się pomnik, ale nie kombatantów UPA, a ich ofiar" - twierdził analityczny, rosyjski portal "Stoletie". Rosyjskojęzyczna prasa dowodzi, że "rok Byka na Ukrainie upłynie pod znakiem Stepana Bandery".

    Spór o przywódcę ukraińskich nacjonalistów dopiero się rozwija.

    - Mieszkańcy wschodniej Ukrainy są bardzo przywiązani do historii radzieckiej. Jest im bliższa, bardziej zrozumiała. Dlatego są przeciwni honorowaniu Bandery, który dla nich przecież nic nie zrobił. Ja też jestem temu przeciwny - przekonuje Wołodymyr Tarasenko, mieszkaniec 130-tysięcznego Siewierodoniecka w obwodzie ługańskim, pracujący w miejscowym pałacu sportów zimowych, w którym kilka lat temu obradowali prorosyjscy politycy, potępiając pomarańczową rewolucję w Kijowie. I właśnie przez nich to zielone, ciche miasto zostało uznane za "siedlisko prorosyjskich separatystów".

    W Siewierodoniecku wszystko przypomina o czasach ZSRR: posągi radzieckich przywódców, nazwy ulic i szkół. Okazała postać Lenina wznosi się na centralnym placu miasta. Pomnik Woroszyłowa, marszałka ZSRR i dwukrotnego bohatera Związku Radzieckiego, przed głównym dworcem autobusowym wita i żegna przyjeżdżających i odjeżdżających. Bandera o honorach w mieście, gdzie w kombinacie chemicznym zaczynał karierę wpływowy mer Moskwy Jurij Łużkow, mógłby jedynie pomarzyć. - Nie słyszałem, by tutaj ktokolwiek poruszał temat, którą z ulic nazwać imieniem Bandery, nie mówiąc już o postawieniu mu pomnika. Nie pisze o nim miejscowa prasa. Nie interesują się nim ludzie - zapewnia Tarasenko.

    Katarzyna II zamiast Bandery

    Podobne zdanie mają mieszkańcy Odessy, gdzie powstają pomniki gloryfikujące rosyjską mocarstwowość. Dwa lata temu ukraińscy nacjonaliści ostro protestowali przeciwko wzniesieniu posągu Katarzyny II.

    - Bandera swojego pomnika w Odessie z pewnością się nie doczeka. Pamiętam powszechne niezadowolenie mieszkańców, gdy jedną z ulic przemianowano na Romana Szuchewycza. Mer naszego miasta jest Żydem, a diaspora żydowska ma bardzo krytyczne poglądy na temat ukraińskich nacjonalistów. Mer Eduard Hurwic nie będzie się chciał narażać wyborcom - mówi Swietłana Komisarenko, mieszkanka Odessy i dziennikarka gazety "Odesskije Izwestia". - Bandera z pewnością jest postacią historyczną, ale nie bohaterem. Nie można ludziom tego narzucać - dodaje.

    Władze Krymu stanowczo sprzeciwiają się uznaniu przywódcy OUN za bohatera Ukrainy. Ostrzegły Juszczenkę, by takiego błędu nie popełniał. Zagrozili masowymi akcjami protestu. Deputowani do krymskiego parlamentu forsują przepisy, które zabraniają rehabilitacji i honorowania "faszystowskich kolaborantów z lat 1933-1945".

    - Mieszkam w Bakczysaraju od 1989 roku. Dobrze pamiętam szkolne lekcje historii, z których wynikało, że Bandera był zdrajcą i sojusznikiem Hitlera. Agent radzieckiego KGB, który go zabił, był sowieckim bohaterem narodowym. Poglądy mieszkańców Krymu, dziś w większości pochodzenia rosyjskiego, na temat OUN i UPA nie mogą być inne: to dla nich wrogie organizacje - opowiada Mustafa Dżemilew, lider krymskich Tatarów. - Jeśli nasze prośby o postawienie pomników radzieckich obrońców praw człowieka Petra Grigorenki i Andrieja Sacharowa napotkały zaciekły opór ze strony lokalnych władz, to co dopiero mówić o honorowaniu Bandery. Udało nam się jednak postawić i obronić monument Grigorenki w Symferopolu. Postraszyliśmy komunistów, że jeśli go ruszą, zniszczymy pomnik Lenina w Bakczysaraju - zaznacza.

    Niezdecydowany Kijów

    Mimo zabiegów Juszczenki Rada Najwyższa nie przyjęła ustawy w sprawie nadania statusu strony walczącej o niepodległość Ukrainy kombatantom OUN-UPA. Władze na zachodzie Ukrainy honorują ich bez ustawy: upowcy mają szereg przywilejów, w tym dodatki do emerytur. Dlatego ukraińscy komuniści żądają cięcia dotacji budżetowych dla miast, które wprowadziły ulgi dla banderowców i upowców.

    W sprawie Bandery różnią się w ocenach historycy i eksperci nawet w Kijowie. - Tytuł Bohatera Ukrainy dla Bandery podzieli nasz kraj. Podobnie było, gdy w 2007 roku przyznano go dowódcy UPA Romanowi Szuchewyczowi. Ukrainie brakuje polityki pamięci, która prowadziłaby do pojednania między stronami walczącymi ze sobą w okresie przed- i powojennym. Powinniśmy także najpierw dobrze poinformować społeczeństwo, które niewiele wie o działalności OUN i UPA - uważa profesor historii Stanisław Kulczycki.

    Innego zdania jest ekspert Instytutu Polityki Zagranicznej Akademii Dyplomatycznej przy MSZ Ołeksandr Palij. - Tytuł Bohatera Ukrainy powinien otrzymać nie tylko Bandera, ale także dwaj jego bracia, którzy zginęli w obozie w Oświęcimiu. Spory wokół OUN i UPA z czasem znikną, gdyż nawet mieszkańcy wschodniej Ukrainy rozumieją, że Bandera walczył o ich niepodległość. Każdy kraj ma swoich bohaterów i nie może być tak, by o nich decydowali obcy - Polacy, Turcy czy Rosjanie - stwierdza.

    Na razie jednak nad Dnieprem ścierają się ze sobą dwa mity Stepana Bandery. Politycy wykorzystują je dla swoich własnych celów, tym bardziej że zbliżają się wybory. Juszczenko opiera się głównie na mieszkańcach obwodów zachodnich, więc pewno szykuje dekret gloryfikujący lidera OUN. Jego konkurenci, w tym przywódca Partii Regionów Wiktor Janukowycz, postarają się to zdyskontować na wschodzie. A zwolennicy i przeciwnicy Bandery tylko umacniają się w swych poglądach. (...)

    Piotr Kościński, Tatiana Serwetnyk (fragment, "Rz", 22.08.2009)

Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl